choć własnemi rękami nie brała się do niczego i wogóle nie była skora do pracy. Bardzo dobrą kobietą była Arina Własjewna, a nawet po swojemu wcale nie głupią. Wiedziała, że są na świecie panowie, którzy mają rozkazywać, i ludzie prości, którzy mają słuchać; dlatego też nie gardziła pochlebstwem, ani pokłonami; z podwładnymi jednak obchodziła się łaskawie i łagodnie, żadnego żebraka nie odprawiła bez jałmużny i nigdy na nikogo nie mówiła nic złego, chociaż czasem i w ploteczki lubiła się zabawić. Zamłodu była z wyglądu bardzo przystojna, grywała na fortepianie i mówiła potrosze po francusku; lecz w ciągu długoletniego pożycia ze swoim mężem, za którego wyszła wbrew swojej woli, zaniedbała się i zapomniała tak o muzyce, jak i o francuszczyznie. Syna kochała i bała się go niewypowiedzianie; zarząd majątku pozostawiła w rękach Wasila Iwanowicza i nie wtrącała się do niczego. Wzdychała jednak i wachlując się chusteczką od nosa, podnosiła brwi ze strachu, ilekroć mąż zaczynał się rozwodzić nad swemi planami i ulepszeniami gospodarczemi. Z natury swojej bojaźliwa, ciągle spodziewała się jakiegoś wielkiego nieszczęścia i zaraz płakała, gdy tylko coś smutnego przyszło jej na myśl. Podobne kobiety nikną już teraz. Bóg tylko raczy wiedzieć, czy nam wypada cieszyć się z tego.
Wstawszy rano z łóżka, Arkadjusz otworzył okno i zobaczył odrazu Wasila Iwanowicza, w bucharskim szlafroku, przepasanym chustką od nosa. Starzec kopał ziemię w ogrodzie. Spostrzegł zaraz swojego młodego gościa i oparty na rydlu, zawołał:
— Pozdrawiam was! jakżeście spali?