Strona:PL Turgeniew - Ojcowie i dzieci.djvu/176

Ta strona została uwierzytelniona.

— A czyż nie wszystko ci jedno, co myślą o tobie?
— Nie wiem, co ci odpowiedzieć. Człowiek, jako taki, rzeczywisty człowiek, nie powinien się troszczyć, o to; człowiekiem rzeczywistym nazywam jednak tego o którym niema co myśleć, ale którego trzeba słuchać albo nienawidzieć.
— To rzecz szczególna! ja nie nienawidzę nikogo, — odezwał się po chwili namysłu Arkadjusz.
— A ja wiele osób. Tybo masz serce czułe, ślamazarne, gdzie tobie nienawidzieć!... Jesteś nieśmiały, mało pokładasz w sobie zaufania...
— A ty, — przerwał mu Arkadjusz, — pokładasz w sobie wiele zaufania? masz wysokie o sobie samym wyobrażenie?
Bazarow milczał przez chwilę.
— Gdy spotkam człowieka, któryby przedemną nie spasował, — odezwał się z namysłem, — wtedy zmienię przekonanie o sobie. Nienawidzieć! Oto np. powiedziałeś dzisiaj, przechodząc obok chaty naszego włodarza, owej pięknej, białej chaty, że Rosja dopiero wtedy dosięgnie wyższego stopnia doskonałości, kiedy i najbiedniejszy chłop będzie miał takie mieszkanie i że każdy z nas powinien nad tem pracować... I wyobraź sobie, zacząłem zaraz nienawidzieć tego najbiedniejszego chłopa, dla którego ja mam pracować i który mi za to nawet nie podziękuje... Zresztą, co mi tam po jego podziękowaniu! Będzie sobie ładnie mieszkał, a u mnie chwasty wyrosną; a potem?
— Dosyć, Eugenjuszu... słysząc cię dzisiaj, mimowolnie godzę się z tymi, którzy nam zarzucają brak zasad.