Strona:PL Turgeniew - Ojcowie i dzieci.djvu/189

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakże, Eugeniuszu, — zapytał, — na lewo?
Bazarow się odwrócił.
— Cóż to za głupstwo? — bąknął.
— Wiem, że głupstwo... — odparł Arkadjusz — Ale cóż to szkodzi? Czy to dla nas pierwszy raz?
Bazarow wciągnął kaszkiet na czoło.
— Jak ci się podoba, — wyrzekł nakoniec.
— Jedź na lewo, — zawołał Arkadjusz.
Tarantas posunął się ku wsi Nikolskoje. Nasi przyjaciele zaś, zdecydowawszy się zrobić głupstwo, jeszcze uparciej niż przedtem milczeli, zdawało się nawet, że są rozgniewani.
Już ze sposobu, w jaki przywitał ich marszałek dworu na ganku przed pałacem Odincowej, przyjaciele mogli zrozumieć, iż postąpili niewłaściwie, uległszy wylęgłej nagle skądsiś fantazji. Widocznie ich się nie spodziewano. Musieli czekać dość długo w sali gościnnej, z minami dosyć głupiemi. Nakoniec Odincowa wyszła do nich. Przywitała ich ze zwykłą sobie uprzejmością, ale można było sądzić z powolności jej ruchów i słów, że niezbyt rada była z powrotu. Uznali za właściwe pośpiesznie dodać, że wstąpili tylko po drodze i że za cztery godziny pojadą dalej, do miasta. Na to odpowiedziała tylko obojętnym wykrzyknikiem, poprosiła Arkadjusza, ażeby się ojcu od niej kłaniał i posłała służącą po ciotkę. Księżna przyszła bardzo zaspana, co przydawało jeszcze więcej złośliwości wyrazowi jej twarzy, starej i pomarszczonej. Katja była słaba, nie wychodziła ze swego pokoju. Arkadjusz nagle poczuł, że widzieć Katję miał przynajmniej taką samą ochotę, jak widzieć Odincową. Cztery godziny minęły na próżnej gadaninie o tem i owem; Anna Siergiejewna i przysłu-