— Ech, tateczku, to wszystko jedno, gdzie się tam człowiek urodził.
— Jednakże...
— Nie, to zupełnie wszystko jedno.
Mikołaj Kirsanow popatrzył na syna z boku; ujechali dobre pół wiorsty, zanim rozmowa zawiązała się nanowo.
— Nie pamiętam, czy ci doniosłem, — zaczął ojciec — że twoja stara piastunka, Grzegorzówna, umarła.
— Tak? Biedna starowina! A Prokoficz żyje?
— Żyje i nic się nie zmienił. Zawsze tak samo coś mruczy pod nosem. Wogóle nie znajdziesz wielkich zmian w naszem Maryinie.
— Ekonom ciągle ten sam?
— Otóż właśnie ekonoma zmieniłem. Postanowiłem sobie nie trzymać już więcej nikogo z usamowolnionych, uwłaszczonych, z dawnych parobków, albo przynajmniej nie poruczać takim żadnych czynności odpowiedzialnych.
Arkadjusz ukazał wzrokiem na Piotra.
— Il est libre, en effet, — objaśnił półgłosem Kirsanow ojciec — ale on przecie... kamerdyner. Mam teraz ekonoma z mieszczan; dzielny, jak się zdaje, chłopiec. Płacę mu 250 rs. na rok. Zresztą, — dodał, pocierając ręką czoło, co było u niego zawsze znakiem wewnętrznego zakłopotania — mówiłem ci przed chwilą, że nie znajdziesz żadnych zmian w Maryinie. Jest to niezupełna prawda. Uważam za powinność swoją uprzedzić cię, chociaż...
Zaciął się chwilowo, poczem mówił dalej po francusku:
— Surowy moralista powie, że moja otwartość
Strona:PL Turgeniew - Ojcowie i dzieci.djvu/21
Ta strona została uwierzytelniona.