nie jest tu właściwa, ale najprzód, to się nie da ukryć, a powtóre ty wiesz, że ja miałem zawsze pewne odrębne zasady co do stosunku ojca z synem. Zresztą, bezwątpienia, będziesz miał prawo potępić mię. W moim wieku... Jednem słowem... ta dziewczyna, o której już słyszałeś zapewne...
— Teniczka? — żwawo zapytał Arkadjusz.
Mikołaj Kirsanow okrył się rumieńcem.
— Nie mów o niej tak głośno, proszę cię... Tak jest... ona teraz mieszka u mnie. Pomieściłem ją we dworze... stały próżno dwa pokoiki. Można to zresztą wszystko przemienić.
— Zlituj się tatku, dlaczego?
— Twój przyjaciel będzie naszym gościem... nie wypada...
— Już tylko nie kłopocz się o Bazarowa. On się wzniósł ponad to wszystko.
— Ale i ty, odezwał się stary Kirsanow — oficyna jest niestety w stanie nie tęgim.
— Ach, tatku, przerwał mu Arkadjusz, możnaby sądzić, iż chcesz się usprawiedliwiać, czyż to nie wstyd?
— Zapewne, że powinienem wstydzić się, odrzekł ojciec, coraz bardziej rumieniąc się.
— Dosyć, tateczku, dosyć, daj już pokój!
Arkadjusz uśmiechnął się łaskawie. „Poco się też tłumaczy!“ pomyślał w duchu, a serce jego napełniło się uczuciem pobłażliwej czułości dla dobrego i zbyt miękkiego ojca, wzruszeniem zmieszanem z jakiemś poczuciem ukrytej swej wyższości.
— Przestań już, przez litość, — powtórzył jeszcze raz, ciesząc się mimowolnie świadomością własnej dojrzałości i swobody, wyższej ponad wszystkie przesądy.
Strona:PL Turgeniew - Ojcowie i dzieci.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.