Strona:PL Turgeniew - Ojcowie i dzieci.djvu/225

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zupełnie zdecydowany i dziękuję ci za to z całej duszy. Teraz zostawię cię samego, powinieneś odpocząć. Każde wzruszenie jest dla ciebie szkodliwe... pomówimy jeszcze o tem. Zaśnij teraz mój drogi, i powracaj do zdrowia!
„Za co on mi tak dziękuje?“ pomyślał Paweł Piotrowicz, zostawszy sam jeden. „Czyż to od niego nie zależało? Ja zaraz po jego ślubie wyjadę sobie gdzieś daleko, do Drezna albo do Florencji, i będę tam żył do śmierci“.
Paweł Piotrowicz zmoczył sobie czoło wodą kolońską i zamknął oczy. Piękna wychudła jego głowa, oświetlona jaskrawem światłem dziennem, leżała na białej poduszce, całkiem jak głowa zmarłego... Bo też i był już istotnie umarłym.

XXV.

We wsi Niskolskoje, w ogrodzie, pod cieniem wysokiego jesionu, na darniowej ławeczce, siedzieli Katja i Arkadjusz; na ziemi obok niej leżał znajomy nam pies Fifi, w kłębek zwinięty. I Arkadjusz i Katja milczeli; on trzymał w ręku napół otwartą książkę, a ona wybierała z koszyka kruszyny pozostałego w nim chleba i rzucała je nielicznej rodzinie wróbli, które z właściwą sobie tchórzliwą odwagą skakały, świegocąc, tuż przy jej nogach. Lekki wiatr, szepcąc między liśćmi jesionu, rozsiewał bladozłote plamy światła po ciemnej ścieżce ogrodowej i żółtym grzbiecie Fifi. Arkadjusz i Katja pogrążeni byli w zupełnym cieniu; tylko kiedy niekiedy w jej włosach zapalał się jak płomień jaskrawy punkcik światła. Oboje milczeli; ale właśnie w tem, jak milczeli i jak siedzieli obok siebie, widać było pełen zaufania stosunek: