a Katja wyszukała w koszyczku jeszcze kilka kruszynek chleba i zaczęła je rzucać wróblom; ale rozmach jej ręki był zanadto silny i wróble poodlatywały, nie zdążając pochwycić w dzióbki rzuconego chleba.
— Katarzyno Siergiejewno! — wyrzekł nagle Arkadjusz. — Dla was to zapewne wszystko jedno, ale wiedzcie o tem, że nie tylko za waszą siostrę, ale za nikogo w świecie bym was nie oddał.
Wstał i szybko odszedł, jak gdyby się przeląkł wyrazów, które wymówił. A Katja opuściła obie ręce razem z koszykiem na kolana, i schyliwszy głowę, długo patrzyła za Arkadjuszem. Zwolna wystąpił na jej lica rumieniec; ale usta nie uśmiechały się, a ciemne oczy wyrażały zdziwienie i jakieś inne jeszcze, dotychczas bezimienne uczucie.
— Tyś sama jedna? — rozległ się w bliskości głos Anny Siergiejewny. — Zdaje się, iż wyszłaś do do ogrodu z Arkadjuszem.
Katja zwróciła oczy na siostrę (ubrana pięknie, nawet wykwintnie, stała na ścieżce i końcem otwartej parasolki łaskotała uszy Fifi) i rzekła:
— Sama.
— Widzę to, — rzekła Anna ze śmiechem — więc on wrócił do siebie.
— Tak.
— Czytaliście razem.
— Tak.
Anna Siergiejewna chwyciła Katję pod brodę i trochę podniosła jej twarzyczkę.
— Aleście się chyba nie pokłócili?
— Nie, — rzekła Katja i spokojnie odsunęła siostrzyną rękę.
Strona:PL Turgeniew - Ojcowie i dzieci.djvu/231
Ta strona została uwierzytelniona.