Strona:PL Turgeniew - Ojcowie i dzieci.djvu/233

Ta strona została uwierzytelniona.

dróżnym na głowie, siedział u okna i nie podniósł się nawet wtedy, kiedy Arkadjusz z głośnemi okrzykami rzucił mu się na szyję.
— A to niespodzianka! cóż za zrządzenie losu! — mówił kręcąc się po pokoju, jak człowiek, który chce sobie i innym pokazać, że jest uradowany. Ale u nas wszystko dobrze w domu, wszyscy zdrowi, nieprawdaż?
— Wszystko u was dobrze, choć nie wszyscy zdrowi, — odezwał się Bazarow. — Możesz być całkiem spokojny. Ale ty nie gadaj tyle, tylko usiądź, każ mi przynieść wody i słuchaj, co ci powiem w kilku tylko słowach, jasno i wyraźnie.
Arkadjusz usiadł, a Bazarow opowiedział mu o swym pojedynku z Pawłem Piotrowiczem. Arkadjusz zdziwił się bardzo, a nawet zasmucił, ale nie uznał za właściwe okazywać tego na zewnątrz; zapytał tylko, czy rana stryja jest istotnie nieszkodliwa, otrzymawszy zaś odpowiedź, że jest to bardzo interesująca rana, lecz nie z lekarskiego punktu widzenia, uśmiechnął się z przymusem, a w głębi duszy poczuł jakiś żal i wstyd. Bazarow go pojął.
— Tak bracie, — rzekł, — ot, co to znaczy zżyć się z feodalnymi panami. Sam staniesz się feodałem i przyjmiesz udział w rycerskich turniejach. Teraz zaś, jak widzisz, jadę do „własnych przodków“, — dodał Bazarow, — a po drodze wstąpiłem tutaj... sam nie wiem dlaczego. Człowiek potrzebuje niekiedy uchwycić się za włosy i wyrzucić precz, jak rzodkiew z zagona; ja zrobiłem to w tych dniach... ale zachciało mi się jeszcze raz spojrzeć na to, z czem się rozstałem, na ten zagon, gdziem siedział.
— Mam nadzieję, że te słowa nie do mnie się