Strona:PL Turgeniew - Ojcowie i dzieci.djvu/236

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zapomnijmy oboje o tem, co było, — rzekła, — tem więcej, że sumiennie mówiąc, i ja wtedy zgrzeszyłam, jeżeli nie kokieterją, to czemś innem. Zostańmy jednak dobrymi przyjaciółmi. To był sen, nieprawdaż? A któż o snach pamięta?
— Kto o nich pamięta? A zresztą miłość... jest to przecie uczucie sztuczne i narzucone.
— Czy tak? bardzo przyjemnie mi to słyszeć.
Tak się wyraziła Anna Siergiejewna, i tak się wyraził Bazarow; oboje myśleli, że mówią prawdę. Czy jednak była prawda, zupełna prawda w ich słowach? Oni sami tego nie wiedzieli. My zaś możemy wiedzieć o tem jeszcze mniej. Taką atoli zawiązali rozmowę, jak gdyby sobie wzajem zupełnie wierzyli. Między innemi Anna Siergiejewna zapytała Bazarowa, co robił w domu braci Kirsanowów? O mało co nie opowiedział jej o swoim pojedynku z Pawłem Piotrowiczem, lecz wstrzymał się na myśl, iż gotowa posądzić go o przechwałki, i odrzekł, że przez cały czas zajęty był pracą.
— A ja, — odezwała się Anna Siergiejewna, — marudziłam z początku, Bóg wie dlaczego. Wybierałam się nawet, wystawcie sobie, zagranicę!... Potem spleen ten minął; przyjechał wasz przyjaciel, Arkadjusz Mikołajewicz, i powróciłam znowu do dawnego bytu, do mojej prawdziwej roli.
— Do jakiejże to roli? jeśli zapytać wolno.
— Do roli ciotki, ochmistrzyni, matki, nazwijcie, jak chcecie. Ale, ale, czy wiecie, że poprzednio nie pojmowałam należycie waszej ścisłej przyjaźni z Arkadjuszem Mikołajewiczem? Wydawał mi się dość pospolitym. Ale teraz poznałam go lepiej i przekonałam się, że to człowiek inteligentny... a nade-