Strona:PL Turgeniew - Ojcowie i dzieci.djvu/244

Ta strona została uwierzytelniona.

wierzycie mi? Myślicie, że mówię to lekkomyślnie? Lecz przypomnijcie sobie te ostatnie dni... Czyż nie przekonaliście się oddawna, że wszystko inne — zechciejcie mnie zrozumieć, — wszystko, wszystko co było, znikło bez śladu? Spojrzyjcie na mnie, odezwijcie się choć słówkiem... Ja kocham.... kocham... was!...
Katja spojrzała poważnie i śmiało na Arkadjusza a po niejakiem namyśle, zaledwie się uśmiechnąwszy, rzekła:
— Tak!
Arkadjusz zerwał się z ławki.
— Tak! powiedzieliście; tak, Katarzyno Siergiejewno! Co znaczy ten wyraz? Czy to, że was lubię, że mi wierzycie... Czy... czy też... nie śmiem kończyć...
— Tak! — powtórzyła Katja, i tym razem zrozumiał ją.
Uchwycił w swoje dłonie jej piękne ręce i tamując oddech z zachwycenia, przycisnął ją do swojego serca. Zaledwie trzymał się na nogach i tylko wciąż powtarzał: „Katja, Katja!“... a ona rozpłakała się jakoś niewinnie, śmiechem witając łzy własne. Kto nie widział takich łez w oczach ukochanej istoty, ten nie wie jeszcze, do jakiego stopnia może być szczęśliwym na ziemi człowiek całą duszą pogrążony w uczuciu podzięki i miłości.


∗             ∗

Nazajutrz zrana Anna Siergiejewna kazała poprosić Bazarowa do siebie i z wymuszonym uśmiechem podała mu złożony arkusik listowego papieru. Był to list, w którym Arkadjusz prosił ją o rękę siostry.
Bazarow przeczytał go śpiesznie i z trudnością