Strona:PL Turgeniew - Ojcowie i dzieci.djvu/271

Ta strona została uwierzytelniona.

i widocznie trapionego podagrą, ale jeszcze przystojnego, ubranego wytwornie i z tem piętnem szczególnem, którego człowiek nabiera jedynie przez długie obcowanie w wyższych warstwach towarzyskich. Jest to Paweł Piotrowicz. Wyjechał z Moskwy zagranicę dla polepszenia zdrowia i zamieszkał na stałe w Dreźnie, gdzie styka się najwięcej z Anglikami i z przejezdnymi Rosjanami. Wobec Anglików zachowuje się prosto, niemal skromnie, ale nie bez godności, mówią też o nim, że trochę nudny, lecz przyznają, że jest skończonym dżentelmenem, „a perfekt gentleman“. Z Rosjanami jest swobodniejszy, daje folgę swojej żółci, żartuje i z nich i z samego siebie; ale to wszystko brzmi z jego ust uprzejmie i nader przyzwoicie. Trzyma się poglądów słowianofilskich, wiadomo bowiem, że to teraz w wyższym świecie uchodzi za coś trés distingué. Nic nie czyta po rosyjsku, ale na swojem biurku ma popielniczkę srebrną w kształcie chłopskiego łapcia. Nasi turyści włóczą się za nim. Mateusz Iliicz Koliazin, chwilowo będący w opozycji, złożył mu uroczystą wizytę, jadąc do wód czeskich, drezdeńscy zaś mieszkańcy, z którymi zresztą niewiele ma stosunków, o mało nie zdejmują przed nim kapeluszy. Nikt nie może tak łatwo dostać biletu do kaplicy dworskiej, do loży teatralnej i t. p. jak der Herr Baron von Kirsanoff. Ciągle jeszcze świadczy usługi drugim, ile tylko może, zawsze też lubi sobie jeszcze pohulać troszeczkę; niedarmo przecież był kiedyś lwem — ale już ciężko mu żyć... ciężej nawet, niż sam myśli... Dosyć spójrzeć na niego w cerkwi rosyjskiej, kiedy oparłszy się w kąciku o ścianę, zaduma się i nie poruszy bar-