tersburgu uprawiał dalej swoją niwę, kiedy miał do tego powołanie. A zresztą, Bóg z nim! Czy wiesz? Znalazłem dość rzadki okaz chrabąszcza pływaka, Dyliscus marginatus? Pokażę ci go.
— Obiecałem ci opowiedzieć jego historję, — zaczął Arkadjusz.
— Historję pływaka?
— Ależ Eugenjuszu! Historję mojego stryja. Zobaczysz, że to wcale nie taki człowiek, jak go sobie wyobrażasz. Zasługuje on raczej na współczucie, niż na strojenie sobie żartów z niego.
— Nie przeczę; ale dlaczego tak go bronisz?
— Należy być sprawiedliwym, Eugenjuszu.
— Skąd ten wniosek?
— Daj pokój, posłuchaj...
I Arkadjusz opowiedział mu historję swojego stryja. Czytelnik znajdzie ją w następującym rozdziale.
Paweł Piotrowicz Kirsanow wychowywał się najprzód w domu, podobnie, jak młodszy brat, Mikołaj, potem w korpusie paziów. Od lat dziecięcych już zwracał uwagę nadzwyczajną urodą; a że był przytem zawsze trochę zarozumiały, podrwiwający i w zalotny sposób drażliwy, nie mógł się nie podobać. Jak tylko został oficerem, zaczął bywać w wielkim świecie. Noszono go wszędzie na rękach, on sam się rozpieszczał, strzelał bąki, robił głupstwa; lecz i z tem było mu do twarzy. Kobiety przepadały za nim, mężczyźni nazywali go pyszałkiem, w skrytości mu zazdroszcząc. Mieszkał, jak już powiedzieliśmy, wspólnie z bratem, którego serdecznie kochał, chociaż nie był w niczem do niego podobny. Mikołaj kulał nieco,