Strona:PL Turgeniew - Ojcowie i dzieci.djvu/52

Ta strona została uwierzytelniona.

— Znana historja, nerwy, — wtrącił Bazarow.
— Być może, ale w każdym razie serce ma złote. A przytem wcale nie głupi. Jakie on mi dawał pożyteczne rady... a szczególnie... szczególnie co do stosunków z kobietami.
— Aha! sparzył się na swojem, teraz na cudze dmucha. Znamy się na tem!
— Jednem słowem, — mówił dalej Arkadjusz, — jest to człowiek bardzo nieszczęśliwy, wierzaj mi; nie powinno się gardzić nim.
— Ale któż nim gardzi? — odparł Bazarow. — Mnie tylko wolno, bądźcobądź, powiedzieć, że człowiek, który całe życie swoje postawił na kartę miłości kobiecej, a gdy mu tę kartę utrącono, osowiał i stracił wszelką zdolność do życia, że taki człowiek nie jest mężczyzną, nie jest osobnikiem płci męskiej. Mówisz, że nieszczęśliwy; z pewnością wiesz o tem lepiej odemnie; ale głupoty się nie pozbył całkiem. Jestem przekonany, że ma się na serjo za wielkiego człowieka, dlatego, że abonuje Galignani i raz na miesiąc ocala chłopa od batów.
— Lecz trzeba mieć wzgląd na jego wychowanie, na epokę, w której żył, — rzekł Arkadjusz.
— Wychowanie? — podjął Bazarow. — Każdy człowiek powinien sam siebie wychować, chociażby, np. jak ja... Co zaś do epoki, dlaczego ja mam być zawisły od niej? Niech lepiej ona będzie zawisła odemnie. Nie, bracie, wszystko to próżne gadania, pustota! Jakież mi to np. tajemne stosunki mężczyzny i kobiety? My, fizjologowie, znamy je dobrze. Zbadaj tylko anatomję oka: radbym wiedzieć, skąd się tam weźmie, jak ją ty nazywasz, zagadkowość spojrzenia? To wszystko koszałki-opałki, romantyka, niedorzeczne