między gęste i wysokie zboże, bylicą i bławatkami przerosłe, ażeby tylko nie być dostrzeżoną przez niego. On jednak dostrzegł jej główkę przez złotą tkankę kłosów, z poza której przeglądała, jak bojaźliwe zwierzątko, i uprzejmie zawołał: „Jak się masz, Teniczka, ja nie kąsam!“ — „Witam pana“, wyszeptała, nie wychodząc ze swojego ukrycia.
Zwolna, zwolna, zaczęła się przyzwyczajać do niego, ale zawsze jeszcze traciła śmiałość w jego obecności, gdy nagle jej matka, Aryna, umarła na cholerę. Gdzież było się podziać Teniczce? Odziedziczyła ona po matce zamiłowanie porządku, rozsądek i powagę; lecz była tak młoda, tak samotna, Mikołaj Piotrowicz zaś tak był dobry i łagodny... Nie trzeba dopowiadać reszty.
∗
∗ ∗ |
— Więc tedy brat sam wszedł do ciebie? — pytał się Mikołaj Piotrowicz. — Zapukał i wszedł?
— Tak jest.
— No, to dobrze. Pozwól mi pohuśtać Mitiuszkę.
I Mikołaj Piotrowicz zaczął podrzucać syna prawie pod sam pułap, ku wielkiej radości malca, a niemniejszej zarazem bojaźni matki, która za każdem podrzuceniem wyciągała ręce do obnażonych nóżek dzieciny.
Paweł Piotrowicz tymczasem powrócił do pięknej swojej komnaty, która była wyklejona ładnem dzikiej barwy obiciem, posiadała mnóstwo broni na pstrym dywanie perskim rozwieszonej, meble orzechowe z ciemno-zielonemi pokrowcami z rypsu, szafę bibljoteczną w renesansowym stylu z drzewa dębowego, statuetki z bronzu na przepysznym stoliku do