gwiazdę. Jedna z nich, co prawda, była cudzoziemska, i nieznaczna wcale. Podobnie, jak gubernator, którego sądzić przyjechał, Koljazin uważany był za postępowca i pomimo, że należał do tak zwanych tuzów wśród dygnitarzy, nie był do nich podobny. Miał o sobie jak najwyższe wyobrażenie; jego próżność nie znała granic; ale zachowywał się naturalnie, przysłuchiwał uprzejmie i tak dobrodusznie się uśmiechał, że w pierwszej chwili mógł uchodzić nawet za „wybornego koleżkę“. W ważnych atoli wypadkach umiał, jak to mówią, „postawić się“. „Energja jest niezbędna“, mawiał w takim razie: „l’energie est la premiére qualite d’un homme d’état“, a pomimo to zwykle brano go na kawał i pierwszy lepszy urzędnik wodził go za nos, aż miło. Mateusz Iljicz odzywał się z wielkim szacunkiem o Guizot’cie, usiłując przekonać wszystkich i każdego, że nie należy do rutynistów i zacofanych biurokratów, że nie spuszcza z uwagi ani jednego ważniejszego objawu społecznego życia... Znał wybornie wszystkie podobne frazesy. Śledził nawet, prawda że z majestatyczną niedbałością i jakby z łaski, rozwój literatury współczesnej: tak, jak niekiedy człowiek dorosły, natknąwszy na ulicy na zbiegowisko dzieciarni, przyłącza się do niej. W istocie rzeczy Mateusz Iljicz niewiele się oddalił od tych statystów z epoki aleksandrowskiej, którzy gotując się wyjechać w odwiedziny na wieczór do pani Swetchine (co żyła podówczas w Petersburgu), odczytywali z rana jedną stronicę z Condillaca; tylko formy były u niego odmienne, więcej tegoczesne. Był to jednem słowem zręczny dworak, człowiek przebiegły i nic więcej; na sprawach rządowych niewiele się znał, rozumem nie grzeszył, ale umiał prowadzić
Strona:PL Turgeniew - Ojcowie i dzieci.djvu/87
Ta strona została uwierzytelniona.