Strona:PL Turgeniew - Ojcowie i dzieci.djvu/88

Ta strona została uwierzytelniona.

swoje własne interesy: tutaj już nikt nie mógł wodzić go za nos, a toćże to główna rzecz.
Mateusz Iljicz przyjął Arkadjusza z życzliwością zwykłą u wykształconych dostojników, powiemy nawet z łaskawą jowialnością. Zdziwił się jednak, kiedy się dowiedział, że zaproszeni przez niego krewni zostali na wsi. „Twój papa był zawsze dziwakiem“, zrobił uwagę, bawiąc się sznurkami od swojego aksamitnego szlafroka i jednocześnie zwrócił się nagle w stronę młodego jakiegoś urzędnika w wice-mundurze najpoddaniej zapiętym i zapytał się go: „co takiego?“ Młody człowiek, któremu z ciągłego milczenia wargi się zrastały, wyprostował się i ze zdumieniem spojrzał na swojego zwierzchnika. Ale Mateusz Iljicz, zadawszy mu to oszałamiające pytanie, nie zwrócił już potem najmniejszej na niego uwagi. Rosyjscy dygnitarze lubią w ogólności zadawać takie pytania podwładnym, a sposoby, jakich ku temu używają, są dość urozmaicone. Najwięcej używanym, „is quite a favourite“, jak mówią Anglicy, jest sposób polegający na tem, że dostojnik przestaje nagle pojmować znaczenie najprostszych wyrazów, udaje głuchotę. Zapyta np. który dzień mamy dzisiaj? odpowiadają mu z najwyższem uszanowaniem: „dziś piątek, jw. panie“.
— Ha? Co? Co mówisz? — nalega powtórnie pan naczelnik.
— Dziś piątek, jw. panie.
— Jak? Co? Co to jest piątek? jaki piątek?
— Piątek jw. panie, dzień w tygodniu.
— No, czy chcesz mię uczyć?
Otóż i Mateusz Iljicz, pomimo, że uchodził za liberała, był jednak dygnitarzem.