Strona:PL Turgeniew - Ojcowie i dzieci.djvu/97

Ta strona została uwierzytelniona.

czemu — nie ta, co była. Myślę wyjechać zagranicę, a w przeszłym roku jużem się była stanowczo wybrała.
— Do Paryża, naturalnie — wtrącił Bazarow.
— Do Paryża i do Heidelberga.
— Dlaczego do Heidelberga?
— Przez litość, toćże tam Bunsen!
Bazarow nie znalazł na to żadnej odpowiedzi.
— Pierre Sapożnikow... wy go znacie?
— Nie, nie znam.
— Ah! Pierre Sapożnikow bywa jeszcze ciągle u Lidji Chostatowej...
— I jej nie znam.
— On chce mi towarzyszyć. Jestem, chwała Bogu, wolna, nie mam dzieci... Cóżem ja to powiedziała? chwała Bogu! Zresztą, to wszystko jedno.
Eudoksja skręciła papieros w palcach pożółkłych od tytuniu, zlepiła go językiem, cmoknęła kilka razy i zapaliła. Weszła służąca z tacą.
— Otóż i śniadanie! Może co zjecie? Victor? otwórzcie butelkę, to wasz wydział.
— Mój, mój, — bąknął Sitnikow i znowu się roześmiał.
— Czy tu są ładne kobiety? — zapytał Bazarow, kończąc trzeci kieliszek.
— Są, — odrzekła Eudoksja; — ale wszystkie takie puste! Naprzykład, mon amie Odincowa — niebrzydka. Szkoda, że ma nietęgą reputację... zresztą mniejszaby tam o to, ale żadnej wolnomyślności w poglądach, żadnej szerokości myśli, nic... Trzebaby zmienić cały nasz system wychowania. Jużem się nad tem zastanawiała; nasze kobiety są wogóle bardzo źle wychowane.