wyraźniej odróżniana jest miłość ku przyrodzie jako medium jedynie, poprzez które odczuwa się istotę świata, od samej tej istoty. Coraz bardziej wyłączną staje się miłość ku niektórym momentom życia w naturze, jakby przeznaczonym na obcowanie z ukrytem w jego tajemniczych przejawach bóstwem: Oto św. Franciszek raduje się, że może słuchać tych »szeptów, któreś nam dał w eukaliptusowych koronach, byśmy w nich mieli oddźwięk tajemnicy twojego bytu«.
Ale to wyodrębnienie wyraźniejsze Boga z wszechświata, o czem już mówiłem analizując poezje Krzaku dzikiej róży, wzmaga gorzkie poczucie oderwania, rozłączenia duszy od istoty bytu. Wciąż zaznaczana jest w Hymnach przepaść, jaka dzieli duszę od owego zamierzchłego a błogiego stanu jedności wszystkiego, »zanim się stało to, co się stało«.
Próżnobyśmy szukali w tym cyklu tak częstego w poezjach późniejszych motywu bezpośredniego niemal stykania się z bóstwem w poszumie drzew, widmie mgły, gdy poeta przemawia bezpośrednio od siebie. Te rozmowy i walki z Bogiem, jakich wyraz daje poeta w Hymnach, są zgoła innej natury; niemasz w nich nic bezpośredniości i mistycznych poczuć obecności Boga. Bóg, któremu rzuca poeta wyzwanie, jest równie odległy, jak niepojęty, a równie obojętny, jak niedosięgły. A jeśli nam poeta odsłoni w Hymnach inną jego wizję, jeśli nam ukaże widmo umęczonej głowy w cierniowej koronie, to męka jej zda mu się równie próżną, jak błagalne głosy ludzkości. Wewnętrzna potrzeba ofiary nie ma charakteru bezwzględności przeświadczeń mistyka, z jakim wystąpi poeta w liryce zbiorku Ballada o słoneczniku. Gorycz zwątpienia stłumiła młodzieńczo-bohaterskie fanfary, grane niegdyś tym, co rzucali się w walkę ponad siły. Jak ongiś w Chrystusie młodociany racjonalizm, tak w poemacie Na Wzgórzu Śmierci zwątpienie odbiera wewnętrznemu głosowi, żądnemu ofiary, błogość ufności. Próżna, nieustanna ofiara — to nieubłagane przeznaczenie.
........... czułem,
Że przepowiednią jest on i pragnieniem,
Nieugaszonym żarem i tęsknotą