Strona:PL Twórczość Jana Kasprowicza.djvu/074

Ta strona została uwierzytelniona.
69

Oscylacja uczuć między tem, co wielkie i co małe, znajduje tu uspokojenie — w jedność bowiem spływa wielkość i nicość, to, co patetyczne, i to, co godne politowania. Równoważą się wszystkie wartości w jednej wielkiej obojętności ich dla duszy. Ten stan oddają »prawdy«, głoszone przez »filozofa«: »Stchórzyłeś, to stchórzyłeś... żyjesz, to żyjesz... umrzesz, to umrzesz« (Filozof). To jeden kraniec skali humoru — tu dochodzi on do kresu i zaniku. Zdaje się czasem, iż poeta, oszańcowany wzgardą, zamknął się w niedostępnej obojętności, dusza jego, niby rana przypiekana szyderstwem, powoli staje się nieczułą na wszystko i »coraz mniej ją na świecie kaleczy«.
Po przełomach, które wstrząsają całą moralną istotą i wypalają w duszy stygmat niezatarty, rodzi się albo niewzruszona twardość i bezwzględność — albo wszystko już rozumiejąca, współczująca wszystkiemu dobroć. A czasem duch waha się między temi dwoma krańcowemi stanami naprzemian. Tak jest u Kasprowicza: Na dnie umyślnie akcentowanej swawoli sceptyka-relatywisty i pozornej cynicznej »trzeźwości« wciąż tyle niedającego się zdławić bólu, że przeświadczeni jesteśmy o czem innem, o tem, że »coraz więcej wzgardy mu potrzeba«, że nie starczy mu jej nigdy na to, by stał się obojętnym widzem.
Im bardziej wyrafinowane były środki artyzmu, im cudaczniejsze maski groteskowych opowieści, im większe znużenie duszy labiryntem błąkań-rozterek, tem większa rodzi się potrzeba cichego, prostego słowa. Nigdzie nie znajdziemy takiej prostoty wyznań lirycznych, jak we wspomnieniach dzieciństwa, rozsnutych w Liście, jak w opowiadaniach o twórczości własnej (Walący się dom), lub (Główkach dziecięcych). Przejmujące do głębi prostotą, nieśmiałe błogosławieństwo, przesłane rodzinnym polom (Błogosławieństwo), ciche słowa staruszka-księdza z opowieści Chałupa: »Ja jestem biedny, ty jesteś biedny, my wszyscy jesteśmy bardzo biedni« — odsłaniają nam źródło pojednania tego Kasprowiczowskiego humoru. U przeciwległego kresu tej skali humoru, w momencie jego pojednania, zbliża się on do stanów religijnych. Kiedy najlichsze źdźbło odczuwane jest jako wartość cząstki wszechświata, a w najwyższych rzeczach przejrzana jest ich ziemska czy ludzka ograniczo-