...Czas już dawno
Nadszedł dla ciebie, ażebyś umiała
Lekceważąco kopnąć ból, choć chmurne,
Tajemniczością pomarszczone czoło
W królewską lubi ozdabiać obrączkę,
Chociaż się mieni panem serc wszechmocnym...
Głębią młodości było pragnienie bólu, przez który objawia się prawda życia, ale dojrzałość wyznaje już inną mądrość:
Zbawczą jest siła boleści,
lecz większą moc ma w sobie
pragnienie nowego życia,
wzrosłe na życia grobie.
Nieprędko zbliży się poeta ku owej ciszy, choć jest ona już w słowach, w dążeniu do prostoty, choć syt męki zwraca się teraz piewca bólu i tęsknot z taką nową prośbą do swej pieśni:
Iżbyś stanęła przy mnie już nie z bólem,
Ale z słoneczną wiosenną radością,
Która daleko od ziemi, u kresu
Ludzkiej tęsknoty rozświetli mi bezmiar
Świętych tajemnic...
Kształtuje się w poecie nowa postawa względem świata, choć tyle walk ją jeszcze zamąci i naruszy:
Twym czynem
Siąść na kamieniu, który się odłamał
Z odwiecznych skał,
I przez potoku odwieczny szum
Rozmawiać z Bogiem.
Odtąd tylko pośrednikiem być pragnie między tajemnicą objawień, dokonywającą się w jego sercu, a ludźmi. Występować za zbiorowość, śpiewać niby wraz z chórem głosów tej ziemi — to znamię twórczości, znajdujące najpełniejszy wyraz w Hymnach. Teraz zmienia się charakter socjalny wystąpień poety: odchodzi on w samotnię, zamyka się we własnem wnętrzu, sam na sam z pieśnią.