stałych wierszy w zbiorku Chwile. Przypominając tu zamierzoną dążność zgrupowania na dwóch przeciwległych krańcach studjum cech kontrastowych w celu plastyczniejszego wskazania drogi ewolucji poety, teraz do nich przystąpię. W niektórych lirykach Chwil zaczyna się realizować ów spokój i pogoda, których upragnienie i zapowiedzi poznaliśmy w zbiorze Ballada o słoneczniku. Ozłaca te chwile ton jesiennego słońca, grający wzmocnionemi barwami, czyniący wyrazistszemi kontury rzeczywistości konkretnej. To wynurzanie się z pomroku konkretnych zarysów rzeczywistości uzmysławia nam forma wiersza. Wraz z tem, jak wyłania się z głębi wód gród ciszy (wiersz Zamykam oczy), wyłania się z dna duszy przejrzystszy, zwarty kształt ekspresji. Z mrocznej zadumy i skupienia w metafizycznych przeżyciach na świat zda się wychodzić słowo i przemawiać coraz prostszemi obrazami. Wskazując na początku studjum źródła psychologiczne owych długich, wciąż jak lawina rosnących okresów wierszy Nie zgasłaś pieśni i Fragmentu, zaznaczyłem również i inny rodzaj ekspresji, konstrukcję symbolów, dających obrazową analogję stanów duchowych, animizowanie przeżyć, hipostazowanie aktów a nawet historji przeżyć duszy zarówno we Fragmencie, jak i w wierszu Ciche, samotne rzędy wierzb. Ta tendencja ku konstrukcji symbolów, obejmujących w syntetycznym, plastycznym obrazie stany ducha, zwycięża w Chwilach, i to stanowi jeden z czynników ich nowej, prostej i przejrzystej formy.
Sam proces tego zwierania się w sobie i krystalizowania przeżyć odczuwany jest przez poetę zawsze jako rozkosz poczucia swej istności wewnętrznej, doświadczalnego jej stwierdzenia:
Lubię swą tęsknotę,
Serca naszego niezaprzeczną chwałę,
Uwalniać z więzów w tej zmierzchu godzinie
...................
...Lubię, gdy ulata,
Gdy się odrywa odemnie to płomię,
Które przedwieczne stworzyło zarzewie —
Lubię? Doprawdy! Nie! Na jakim złomie
Spocznie ta cząstka, ach, tego nikt nie wie.