subjektywizmu. Oto charakterystyczny urywek z opowiadania p. t. Hanka Olpińska:
Czytała nieraz w książkach opowieści,
Jak wychodzili męże z niskich stanów,
Zrodzeni we łzach i ciężkiej boleści,
Lepsi od książąt i od możnych panów.
Jak potem wielkiej doznawali cześci,
Jak byli nakształt tych cudownych dzbanów,
Z których — tak pisze w niejednej książczynie —
Na świat, zmęczony trudem, miód i mleko płynie.
»Zostać tym zbawcą, myśl jego jedyna« — mówi poeta o Chrystusie w poemacie pod tym tytułem; zawiera on zresztą mnóstwo analogicznych wyznań. Poeta bowiem »wiecznie marzyć będzie o tych aniołach, schodzących na ziemię, aby prowadzić dusze ku krainie złudy« (Bunt Napierskiego). Poczucia te nie są tylko wzruszającym wyrazem rodzącego się powołania; w swej młodzieńczej, naiwnej nieraz lapidarności, bez osłonek ukazują to, co jest istotą tej twórczości. One stanowią głębokie, wewnętrzne uzasadnienie jej charakteru: występowania za zbiorowość, walczenia w imię jej. W sprzeczności z tem tak mocno występującem — w utworach młodzieńczych zwłaszcza — poczuciem powołania pozostają ciągle powtarzające się wątpienia o wartości pieśni własnej, narzekania na »wyprzedanie się z ziarna«, »walący się dom«. Każdy niemal zbiór liryk, aż do Księgi ubogich włącznie, utwierdza nas w tem, że poeta nigdy z tych wątpliwości wyzwolić się nie może. I pod tym względem twórczość poety przedstawia się jako pasmo zmagań wiary i wątpienia. Wątpienia te mają swe źródło właśnie w charakterze powołania — zwiastuna-zbawcy. Najwyższe uniesienia poetyckie pozostawiają w duszy poety poczucie czegoś niewystarczalnego — niezrealizowaną tęsknotę do czynu, przekształcającego świat, do rozwiązania nierozwiązalnej zagadki tajemnicy bytu. I ta rezygnacja, której dał wyraz poeta w połowie swej drogi, ograniczając swą rolę do »noszenia orędzi wieczności« (Siądź na kamieniu), nie uspokoiła głodu i niepokoju jego serca. Tym akordem smutku, żalu i niedosytu kończy się wszak ostatnie jego dzieło, Księga ubogich; tam mówi o pieśni swej: