Kasprowicz dążył oddawna do prostoty, była ona dlań zawsze wyrazem najwyższej wzniosłości; — osiągnął jej najwyższy stopień, gdy duch jego uczuł się bliskim wartościom wieczystym.
Taką jest cisza na szczytach, do których »tak trudno się dostać«. Istotnie, to pogodzenie ze światem i losem nie było syntezą łatwą. Najwyższe uduchowienie osiągnął ten, co najbardziej ziemię umiłował. Posiadł prawdę ten, co zaznał wszystkich rozterek zwątpienia.
Trafnie rzekł S. Kierkegaard, że życie mistyka nie ma historji, że »mistyk stoi w miejscu«. Stamtąd już tylko jeden krok jeszcze ku ostatecznemu zlaniu wszystkiego w jedność absolutną, ku uznaniu A jest A za prawdę najwyższą. Tam, gdzie już jednoczy się śmierć i życie, świat i nicość jest wieczystą jednością, dusza sięga Nirwany. Tu, u kresu tej drogi, poczyna się najwyższa i tu jedynie nie złudnie istniejąca, śmiertelna rozkosz zatracenia się w nicości przez miłość. Historja tej najwznioślejszej z radości mieści się w przepięknym wierszu o bryłce śniegu, którą słońce
Pochłaniać będzie do końca,
Aż się wypełnią jej dzieje,
Aż wszystka spragniona miłości
W uściskach jego stopnieje.
Czyżby i poetę wciągać miała w swe tonie Nirwana? Nie, — choć zna takie chwile. Nie w bryłce śniegu, lecz w tych stojących opodal »wieczystych graniach, co się w żarach słonecznych posępnie rozmiłowały«, ujrzał poeta swój obraz.
Kierkegaard ma słuszność... i nie ma słuszności: sąd jego dotyczy momentu tylko życia mistyka, w którym tonący w Bogu przestaje być człowiekiem, a staje się światem, wieczystą z nim jednością... albo znów poczyna swą wędrówkę ku Bogu od początku. Dlatego, mimo tych chwil i mimo pozorów, niema kwietyzmu w tej książce.
Dlatego, że pojednanie to nie jest zamkniętą sferą harmonji, kędyś ponad światem się unoszącej, ale potężnym łukiem tęczy, co wszystkie przepaści obejmując, niebo z ziemią łączy, dlatego, że stworzył ją człowiek najpełniejszem żyjący życiem, co sprawy