Może nigdy rytmika poezji Kasprowiczowskiej nie lśniła takim kunsztem, jak tutaj, nigdy prostota nie jednoczyła się tak harmonijnie z wyrafinowaniem.
Za przykład wymowny służyć tu może inna skarga Sity:
Choćby w mej duszy był ocean łez,
Choćby ich mowa była hukiem fal,
Za wielki we mnie rozszalał się żal,
By go przygłuszył ocean mych łez!
Rwij się me wnętrze! Pal się, serce, pal!
Oczy niech bóg mi wyłupi czy bies!!
Poco mi słońce, gdy w skrach jego sczezł
Kwiat mej rozkoszy! Pal się, serce, pal!
Nie wiem, czy przyjdzie żałości mej kres
I jakie losy ukrywa mi dal,
Którą przesłonił ocean mych łez:
Tego li pragnę, by Rama, co stal
Wiary pokruszył, we wierze znów wskrzesł!
Dziś — rwij się, wnętrze! Pal się, serce, pal!
Ilekroć poeta pragnął wyrazić stan nieziemskiego uduchowienia, ekstazę ducha wyzwalającego się z materji, tylekroć czerpał swe symbole ze sztuki indyjskiej (n. p. Savitri w zbiorku Ballada o słoneczniku). I tu motyw indyjski jest najwłaściwszym wyrazem potęgi bezbrzeżnej miłości, uczuć moralnych o tonie najwyższym i najczystszym.
Ekstatyczność uczuć, wznoszących się do zachwytu nieziemskiej błogości i wzbierających falami, przekraczającemi rytmikę słowa, wiodła ducha w sferę najbardziej uduchowionego i najbardziej bezpośredniego wyrazu — muzyki. Słowo Kasprowicza sięga tu szczytu bezpośredniości rytmicznego wyrazu uczuć. Lecz dla nieziemskich zachwyceń duszy skala tych słownych rytmów jest czemś niewystarczającem: słowa są tu niby ujętym w rytmiczną linję konturem, który przekroczyć mają fale muzyki.