Panna Eugenia nie chce przyjmować należności za komorne; trudno, aby ją August przyjmował. Pieniądze, z których nikt korzystać nie chce, trzeba będzie złożyć w banku, na imię właścicielki.
Nie prosi wcale o rękę panny Eugenji. Pragnie ją widzieć szczęśliwą i gotów jest wystarać się nawet o jakąś dobrą posadę dla Maurycego, aby ten ostatni nie potrzebować żyć z łaski swojej żony.
— Pan ma prawdziwe złote serce! — wykrzyknęła Ermelinda.
— Jeżeli panna Eugenja się zgodzi mogę być świadkiem na jej ślubie. Później wyjadę w długą i daleką podróż.
Donia Ermelinda zadzwoniła na służącą „Powiedz panience, aby przyszła do salonu, gdyż pan August chce z nią zamienić kilka słów“.
— Panienka wyszła przed chwilą — odpowiedziała służąca.
— Jesteś niemożliwy! — mówiła Eugenja do swego narzeczonego — jeśli w dalszym ciągu będziesz się tak ceckał z wadami swego charakteru, jeśli nie zaczniesz zwalczać swego niedołęstwa, jeśli nie uczynisz nic, w celu przyspieszenia, albo przynajmniej określenia daty naszego ślubu, sprawię ci przykrą niespodziankę.
— Jaką niespodziankę? — zapytał Maurycy, obejmując Eugenję za szyję i nawijając na palce pasma jej włosów.
— Słuchaj! Jeżeli chcesz, możemy się pobrać choćby i dziś, a ja będę pracowała na nas dwoje.
— Cóżby powiedziano o mnie, gdybym się zgodził na podobną sytuację po ślubie?