August jest patentowanym durniem, więc stosunki między tobą, a mną jakoś się ułożą...
— Nie rozumiem!
— Ach... on będzie płacił a my tymczasem...
— Zamilcz, kanaljo!
Eugenja pospiesznie wyszła ze stróżówki. Jej oczy rzucały błkyskawice. „Co to za bydlęta, mój Boże, co to za bydlęta!“
Wróciwszy do domu, zamknęła się w pokoju i wybuchła spazmatycznem łkaniem. Dostała gorączki i musiała się położyć do łóżka.
Maurycy przez chwilę stał niezdecydowany, później szybko poprawił krawat, zapalił papierosa, wyszedł na ulicę i rzucił zalotne, kokieteryjne spojrzenie na pierwszą ładną dziewczynę, którą spotkał.
Wieczorem rozmawiał ze swym przyjacielem o don Juanie Tenorio.
— Ten typ nic mi nie mówi. Dobry jest dla widzów w teatrze!
— Jakto? i ty to mówisz Maurycy? Ty, który uchodzisz za don Juana, za klasycznego uwodziciela?
— Ja mam być uwodzicielem? Ludzie istotnie lubią robić z igły widły, Rogerze!
— A ta pianistka?
— Czy chcesz, abym ci powiedział całą prawdę?
— Mów...
— Widzisz, w osiemdziesięciu kilku wypadkach na sto, nie mężczyzna jest stroną atakującą, lecz kobieta. To nie mężczyzna uwodzi kobietę, ale raczej kobieta mężczyznę. Ta uwaga dotyczy także stosunku, o którym wspomniałeś przed chwilą.
— Nie będziesz chyba zaprzeczał, żeś zdobył Eugenję?
Strona:PL Unamuno - Mgła.djvu/111
Ta strona została przepisana.