ostatni atak skończy się katastrofą. Dom Eloino wygrzebał się jednak i zamiast na mary, powędrował, jako pan młody do ołtarza...
Swego czasu włóczył się od jednego pensjonatu do drugiego i nigdzie, jakoś miejsca zagrzać nie mógł. Za cztery pesety dziennie trudno jest istotnie wymagać bażantów lub homarów, a don Eloino jest wymagający i lubi dobrze zjeść.
Tak błąkając się, trafi! wreszcie do pewnego „pension de familie“, gdzie mu było sądzone wstąpić w zwązki małżeńskie...
Właścicielka tego pensjonatu, pani Syfon, niewiasta dość leciwa, (bliżej sześćdziesiątki niż pięćdziesiątki) zdążyła już w życiu owdowieć dwukrotnie. Pierwszy jej mąż, cieśla, popełnił samobójstwo, rzucając się na bruk z rusztowania. Wspomina go często, nazywając go „swoim Rogerkiem“.
Drugi mąż, sierżant karabinierów, umarł śmiercią naturalną. Umierając, pozostawił żonie niewielki kapitał, odsetki od którego wynoszą trzydzieści pesetów miesięcznie.
Wyobraź sobie, że don Eloino nazajutrz po wprowadzeniu się do pensjonatu zachorował i to zachorował tak ciężko, że nie było nadzieji utrzymania go przy życiu.
Zawołano doin Jose, później don Valentina, ale stan chorego nie poprawiał się. Pani Syfon miała z nim krzyż pański. Trzeba go było ciągle doglądać, skakać koło niego na jednej nodze, obchodzić się jak z jajkiem. Don Eloino nie mógł płacić na tydzień zgóry i któregoś dnia „podwójna wdowa“, zawiadomiła go, że mu wymawia pokój.
„Na miłosierdzie Boskie — proszę pani — na miłosierdzie Boskie, gdzież ja się podzieję, co zrobię ze sobą, do jakiego pensjonatu mnie teraz przyjmą? Gdy mnie pani wyrzuci, będę musiał
Strona:PL Unamuno - Mgła.djvu/114
Ta strona została przepisana.