August zbliżył się do dziewczyny.
Rosario czekała na coś, co się stać miało spokojnie, pełna rezygnacji. August usiadł na kanapie i rzekł: „Chodź do mnie“.
Posadził ją sobie na kolanach, jak poprzednim razem i długo patrzał w jej oczy. Wytrzymała spokojnie jego spojrzenia, aczkolwiek drżała calem ciałem, drżała, jak liść osiki.
— Czemu tak drżysz moja mała, uspokój się! Powiedz mi, masz kochanka?
— Nie, ale...
— Powiedz całą prawdę!...
— Przecież pan wie dobrze, don Auguście...
— Kochacie się bardzo?
— Ależ proszę pana!
— Tylko nie płacz!
Rosario skłoniła głowę na piersi Augusta przytuliła się do niego mocno, dusząc szloch.
Ta mała gotowa mi jeszcze zemdleć — pomyślał August, gładząc Rosario po włosach.
— Uspokój się... uspokój!!...
A ta kobieta? — zapytała Rosario, nie podnosząc oczu.
Ach! jeszcze o niej pamiętasz? Ta kobieta zdecydowanie mnie nie chce. Nigdy nie łudziłem się zbytnio, ale teraz straciłem resztę nadzieji.
Dziewczyna spojrzała bacznie na Augusta, jak by się chciała przekonać, czy mówi prawdę.
— Pan pewnie chce mnie oszukać!? — wyszeptała.
— Dlaczego miałbym cię oszukiwać? A więc masz kochanka?
— Ja nic nie powiedziałam...
— Uspokój się, uspokój! August umieścił Rosario obok siebie na kanapie, później wstał i zaczął się przechadzać po pokoju.
Strona:PL Unamuno - Mgła.djvu/124
Ta strona została przepisana.