Strona:PL Unamuno - Mgła.djvu/125

Ta strona została przepisana.

Spojrzawszy po chwili na nią, ujrzał, że jest bardzo blada. Uświadomił sobie, że bezradna i bezbronna wobec niego, siedzi oto tam na kanapie, niby oskarżony przed sędzią!
Znów wziął ją na kolana, otoczył ramieniem i przycisnął do piersi. Rosario położyła rękę na jego ramieniu, jakby się oprzeć na niem chciała i ukryła twarz na piersiach. Usłyszawszy przyspieszone tętno jego serca, zaniepokoiła się:
— Czy pan jest chory, don Auguście?
— Każdemu człowiekowi zawsze coś dolega!
— Może przynieść szklankę wody, albo jakiś kropli?
— Nie, nie, zostaw! Wiem co mi jest! Potrzebna mi jest zmiana wrażeń. Muszę wyjechać! Czy chciałabyś mi towarzyszyć?
— Don Auguście!
— Zostaw to „don“... Będziesz mi towarzyszyła?
— Jeżeli pan zechce...
Mgła padła na myśli Augusta, krew uderzyła mu do głowy. Objął namiętnie Rosario i spijał pocałunkiem łzy, jeszcze nieobeschłe na jej oczach. Po chwili wstał i odsuwając się od niej, rzekł:
— Zostaw mnie, zostaw... boję się.
— Boi się pan? Czego?
— Boję się... sam nie wiem czego i kogo... siebie, ciebie.. Liduviny. Teraz idź, idź, ale wrócisz, nieprawdaż?
— Wrócę...
— I będziesz mi towarzyszyć w podróży?
— Jak pan każe!
— A teraz idź już, idź.
August podszedł do Rosario, objął ją jeszcze raz i złączył usta z jej ustami. Nie był to pocałunek, ale raczej złączenie ust. Rosario wreszcie odwróciła głowę.