Strona:PL Unamuno - Mgła.djvu/128

Ta strona została przepisana.

— Eugenja dała mi pewne zlecenie do pana.
— Eugenja?
— Tak! Eugenja! Nie wiem, co zaszło między nią, a tym... no jak mu tam?... a tym jej rzekomym narzeczonym, ale to pewne, że więcej o nim słyszeć nie chce! Przedwczoraj wróciła do domu strasznie zdenerwowana, zamknęła się w pokoju na cztery spusty i nie chciała nic jeść przez cały dzień. Miała oczy czerwone od łez, od tych łez, które palą, od łez wściekłości!
— Istnieją więc różne rodzaje łez?
— Oczywiście! Są łzy, które przynoszą ulgę, są także łzy, które palą, żrą i ciężą! Powtarzała wkółko, że wszyscy mężczyźni są bydlętami! Jest strasznie zdenerwowana, zagniewana na cały świat. Wczoraj wyznała mi, że żałuje bardzo tego wszystkiego, co powiedziała panu. Przyznaje, że była wobec pana niesprawiedliwa, że się niepotrzebnie uniosła. Zrozumiała wreszcie prawość i szlachetność pańskich intencyj, i prosi, aby pan wybaczył jej to, co powiedziała. Zależy jej nie tylko zresztą na pańskiem przebaczeniu, ale i na tem, aby pan nie sądził, że mogła kiedykolwiek myśleć tak, jak mówiła. Przemawiała przez nią rozpacz...
— Sądzę, że panna Eugenja zmieniła już przekonanie.
— Przykazywała mi, abym postępowała z panem bardzo dyplomatycznie...
— Najlepszą dyplomacją, zwłaszcza w stosunkach ze mną — jest brak wszelkiej dyplomacji.
— Następnie prosiła mnie, abym się dowiedziała, czy pan nie zdziwi się nieprzyjemnie, gdy ona przyjmie ten dar, który pan uczynił... oczywiście, bez żadnych zobowiązań.
— Jakto bez zobowiązań?...
— Gdy przyjmie podarunek poprostu, jako podarunek...