chciała pani także wybadać grunt. A nuż się uda? Może będę gotów ożenić się z Eugenją? Ukartowaliście sprawę między sobą.
Nie wątpię, że panna Eugenja raczyłaby się w końcu zgodzić na małżeństwo ze mną!
— Przysięgam panu, don Auguście, przysięgam na świętą pamięć mojej matki... przysięgam panu!
— Niech pani lepiej nie przysięga...
— Zdaje mi się, że teraz pan z kolei zapomina niechcący, kto przed panem stoi? Kto jest Ermelinda Ruiz-Ruiz!
— Zechce pani łaskawie powiedzieć swojej synowicy, że jej wyjaśnienia przyjąłem do wiadomości, ze jestem, jej bardzo za nie wdzięczny, że nadal pragnę pozostać jej przyjacielem, ale tylko i wyłącznie przyjacielem! Proszę także zrozumieć łaskawie, że nie jestem pianinem, na którem można wygrywać, jakie się chce melodje, ani marjonetką, którą się kręci na wszystkie możliwe strony, ani owym „Figaro tu, Figaro tam“... ani vice-narzeczonym.
— Niech się pan już nie gniewa!
— Ależ ja nie mam bynajmniej zamiaru się gniewać! Chcę pozostać na przyszłość przyjacielem panny Eugenji.
— Odwiedzi pan nas wkrótce, nieprawdaż?
— Zobaczę...
— Jeżeli pan nie przyjdzie, Eugenja nie uwierzy mi, że pan jej przebaczył.
— W najbliższych dniach wyjeżdżam w daleką podróż...
— Ale przed wyjazdem złoży pan nam przecież wizytę pożegnalną?...
— Dobrze! Przyjdę!
Rozstali się. Eugenja, wysłuchawszy relacyj donia Ermelindy o rozmowie z Augustem, rzekła:
Strona:PL Unamuno - Mgła.djvu/131
Ta strona została przepisana.