Strona:PL Unamuno - Mgła.djvu/140

Ta strona została przepisana.

— Ależ w tem nic nie ma dziwnego, ani zdrożnego! Na mnie także dawniej czekał Maurycy.
— Zobaczymy się, zobaczymy wkrótce. Bądźmy uczciwi i szczerzy wobec samych siebie!
Eugenja włożyła kapelusz i wyciągnęła do Augusta rękę. August schwycił ją, podniósł do ust i pokrył pocałunkami. Później odprowadził ją do drzwi. Patrzał długo, jak schodziła po schodach. Stanąwszy na ostatnim stopniu, posłała mu z dołu spojrzenie i ukłon ręką.
August powrócił do gabinetu i ujrzał Rosario z koszykiem bielizny, przewieszonym przez ramię.
— Zapytał brutalnie: „Czego tu chcesz?“.
— Wydaje mi się, don Auguście, że ta kobieta chce pana oszukać!
— Co ci do tego?
— Wszystko, co pana dotyczy, obchodzi mnie bardzo!
— Zapewne myślisz, że mam zamiar cię zdradzić?
— To, to głupstwo!
— Acha! chcesz wmówić we mnie, że nie jesteś zazdrosna?...
— Gdyby pan wiedział, don Auguście, w jaki sposób mnie wychowywano, do jakiej rodzinki należę, zrozumiałby pan z łatwością, że te historyjki o zazdrości są dla mnie tylko historyjkami.
Dla nas wzrosłych...
— Dosyć!
— Jak pan sobie życzy. Ale powtarzam panu, że ta kobieta oszukuje pana. Gdyby tak nie było, gdyby pan ją, a ona pana kochała, życzyłabym panu z całej duszy, aby ją pan poślubił.
— Czy mówisz szczerze?
— Bardzo szczerze!
— Ile masz lat?
— Dziewiętnaście!