Strona:PL Unamuno - Mgła.djvu/145

Ta strona została przepisana.

wiedziała przed ołtarzem słowo „tak“, cierpiąc na epilepsję...
— Nigdy nie mogłem się od niej dowiedzieć, czy mnie kocha, czy nie! Ileż razy za czasów narzeczeńskich i po zawarciu małżeństwa, pytałem się jej o to! Odpowiadała zawsze: „O to się pytać nie powinno! Czasownik „kochać“ używa się tylko w teatrze, lub w książkach. Gdy mnie będziesz tak zanudzał, będziemy się musieli rozstać“.
Przeżyliśmy ze sobą dwa lata. Każdego dnia zaczynałem od początku zdobywanie tego sfinksa. Nie mieliśmy dzieoi! Pewnej nocy nie wróciła do domu; w rozpaczy tłukłem głową o mur. Szukałem jej wszędzie, wreszcie po kilku dniach otrzymałem krótki i suchy list, w którym oznajmiła mi, że wyjeżdża bardzo daleko z człowiekiem, którego kocha...
— A przedtem nic pan nie podejrzewał, niczego się nie domyślał?
— Nie, nic! Żona moja często wychodziła sama, wychodziła w odwiedziny do swej matki, do swoich przyjaciółek. Jej lodowaty chłód bronił ją najlepiej od wszystkich podejrzeń. Nigdy nie mogłem przejrzeć tego sfinksa. Mężczyzna, z którym uciekła, był człowiekiem żonatym, człowiekiem, który nie tylko opuścił swoją żonę i córeczkę, lecz zabrał im także cały ich majątek, to znaczy ukradł im go. Przez dłuższy okres czasu nie mogłem ani jeść, ani spać, ani myśleć. Włóczyłem się bezcelowo po najodleglejszych, ciemnych ulicach przedmieść. Wydawało mi się, że się stoczę na samo dno życiowego upadku. Któregoś dnia przywykłszy już nieco do swego bólu, przypomniałem sobie tę nieszczęśliwą ofiarę: samotną, bezbronną kobietę, którą wyzuto z majątku i miłości. Ponieważ żona moja stała się przyczyną jej tragedji, więc, odczu-