Strona:PL Unamuno - Mgła.djvu/146

Ta strona została przepisana.

wając wyrzuty sumienia, poszedłem do niej, aby jej zaofiarować pomoc materjalną.
— Reszty domyślam się już, don Antonio...
Było to pierwsze moje spotkanie. Płakaliśmy nad naszem, wspólnem nieszczęściem. Myślałem:
„Więc ten człowiek opuścił ją dla mojej żony“? Przy tej myśli, odczułem, prawdę mówiąc, jakąś dziwną satysfakcję wewnętrzną, tak, jakbym umiał lepiej wybierać od niego, i tak, jakby on to już sam uznawał. Dowiedziałem się później, że podobne refleksje, tylko w nieco odmiennym kierunku, snuły się także po głowie biednej ofiary. Zaproponowałem jej pomoc pieniężną. Na razie oczywiście odrzuciła: „Będę pracowała, aby wyżywić siebie i moją córkę“. Nalegałem i nalegałem tak długo, aż wreszcie zgodziła się. Wyjedziemy zagranicę; będzie mieszkała wraz ze mną, w charakterze gospodyni mego domu. Po długiem wahaniu, propozycja została przyjęta.
— I oczywiście żyjąc razem...
— Nie, nie... „to“ stało się później, jako skutek zżycia się ze sobą, jako wyraz pogardy, czy zemsty... Sam zresztą niewierni Na początku darzyłem uczuciem nie ją, lecz jej córkę, nieszczęśliwe dziecko człowieka, który się stał kochankiem mojej żony. Było to prawdziwe uczucie ojcowskie, uczucie takie same, jakie dziś żywię dla moich dzieci.
Brałem ją w ramiona, tuliłem do piersi i płakałem, płakałem nad nią. Mała pytała często:
— Dlaczego tatuś płacze? (Kazałem jej, aby mnie tak zawsze nazywała).
— Matka, widząc, że płaczę, zaczynała także płakać i łzy nasze spływały na złotą główkę córki kochanka mojej żony, złodzieja mego szczęścia...
— Pewnego dnia dowiedziałem się, że żona