Strona:PL Unamuno - Mgła.djvu/147

Ta strona została przepisana.

moja ma dziecko ze swym kochankiem. Wszystko zawrzało we mnie. Cierpiałem strasznie, cierpiałem, jak zwierzę... o mały włos nie popełniłem samobójstwa!... Pożerała mnie zazdrość, straszliwa zazdrość. Rany mojej duszy, już pozornie zabliźnione, otwarły się na nowo, brocząc gorącą krwią. Żyłem przeszło dwa lata z moją żoną i... nic, a tymczasem teraz ten złodziej! Wyobrażałem sobie, że dusza mojej żony zbudziła się ze snu, dając tamtemu pełnię miłości i szczęścia.
— Ta druga, która żyła ze mną, zauważyła mój stan i spytała „Co się z tobą dzieje?“
— „Zostaw mnie“ — odpowiedziałem. Jednakże w końcu wyznałem jej wszystko. Słuchała mnie, drżąc całem ciałem!...
— I oczywiście później...
Pewnego dnia siedzieliśmy w pokoju razem z małą. Wziąłem ją na kolana i opowiadałem bajeczki.
Nagle matka zbliżyła się i zaczęła ją pieścić. Wówczas malutka objęła nas ramionami i rzekła: „Dlaczego ja nie mam małego braciszka, jak inne dziewczynki? Dlaczego jestem zawsze sama? Proszę, aby tatuś i mamusia dali mi małego braciszka!“
Zbledliśmy strasznie, spojrzeliśmy na siebie tem spojrzeniem, które obnaża całą duszę, później, aby się nie zaczerwienić, zaczęliśmy całować małą. Jeden z tych pocałunków pomylił się w adresie.
Jeszcze tej nocy, wśród łez i katusz zazdrości, moja nieprawa małżonka poczęła w swem łonie syna.
Był to pierwszy braciszek tej małej, braciszek córeczki złodzieja mego szczęścia...
— Dziwna historja!
— Miłość nasza milcząca i oschła, była wy-