Schwycił ją za podbródek, z głupkowatym wyrazem twarzy.
— Nie zapomnij o mnie, nie zapomnij o biednym Auguście! Złączył usta z jej ustami w długim, pożegnalnym pocałunku.
Rosario wychodząc, rzuciła na niego z pod oka spojrzeniem, pełnem tajemniczej trwogi. Zaledwie wyszła, August pomyślał:
„Ona mną gardzi, niema dwóch zdań, że mną pogardza. Byłem śmieszny, bardzo śmieszny, ale czy ona może się znać na tych rzeczach? Co ona tam rozumie z psychologji?
Gdyby bidany August mógł czytać w duszy Rosario, byłby jeszcze bardziej zrozpaczony.
August był prawdziwie wściekły na samego siebie. Zawołał Liduviny, lecz ujrzawszy jej spokojne, pogodne, uśmiechnięte oblicze, krzyknął ze złością: „Idź sobie, idź sobie“.
Po chwili złapał kapelusz i laskę i wyszedł na ulicę. To wyjście uspokoiło go — tłum jest przecież jak las, w którym się zagubić można!
„Czy ja nie mam przypadkiem źle w głowie? Wydaje mi się, że idę po ulicy, jak człowiek normalny, że ludzie patrzą na mnie obojętnie, gdy tymczasem mam wygląd idjoty, czy warjata, a ludzie przyglądają mi się ze współczuciem i śmieją się ze mnie. Czyżbym był warjatem? Każdy człowiek wrażliwy i uczuciowy jest poniekąd warjatem. Tylko głupcy, idjoci i hultaje są normalni. Nie znaczy to jednak, aby głupcy, idjoci, czy hultaje nie mogli dostać pomieszania zmysłów.
„To, co zrobiłem z Rosario, było śmieszne, bardzo śmieszne. Ciekaw jestem, co ona pomyślała o mnie? Zresztą czy mi może zależeć na opinji jednej głupiej dziewczyny?
Strona:PL Unamuno - Mgła.djvu/171
Ta strona została przepisana.