— I ona nie jest wolna od powątpiewań. Wyobrażać sobie, to przecież powątpiewać! Nigdy nie jestem pewien, co mam kazać mówić lub robić protagonistom mego romansu, czy „nivoli“. Gdy się już na coś zdecyduję, zaczynam wątpić, czy zrobiłem aby dobrze, czy to, co czynię i mówię, będzie odpowiadać ich wewnętrznej prawdzie psychologicznej.
Gdy August i Wiktor toczyli tę rozmowę romantyczną, ja, autor tej powieści, którą teraz czytasz czytelniku, uśmiechałem się zagadkowo i sarkastycznie, widząc, że moi protagoniści zaczynają się mną interesować, a nawet pozwalać sobie na osądzanie mojego postępowania.
Dalecy są oczywiście od myśli, że poza obręb mojej osobowości wyjść nie są w stanie, że usprawiedliwiają tylko to, co ja z nimi czynię. Gdy człowiek stara się usprawiedliwić samego siebie, nie czyni nic innego, jak tylko usprawiedliwia Boga. A ja przecież byłem i jestem bogiem dla tych biednych głupców powieściowych.
August poszedł do Eugenji, aby spróbować ostatecznego, definitywnego eksperymentu psychologicznego.
Spotkał ją na schodach. Schodziła właśnie, udając się na miasto.
— Pan tutaj, don Auguście?
— Tak, ponieważ jednak pani wychodzi, więc przyjdę innym razem.
— Mój wuj jest w domu.
— Chciałbym pomówić nie z pani wujem, lecz z panią. Może więc jutro...