Strona:PL Unamuno - Mgła.djvu/178

Ta strona została przepisana.

— Na miłość boską, Eugenjo, niech mi pani nie przypomina o niej..
Eugenja zdjęła kapelusz, położyła go na stoliku, później usiadła i rzekła z uroczysta miną:
— Ponieważ pan, który jest bądź co bądź mężczyzną, nie czuje się zobowiązany do dotrzymania danego słowa, więc tembardziej ja, jako kobieta, mogę go nie dotrzymać. Pragnę pana oswobodzić raz na zawsze od wszelkich Rosarit. To, czego nie mogła dokonać wdzięczność za pańską wspaniałomyślność, ani gniew i złość, po zerwaniu z Maurycym, dokonywa się teraz, dzięki współczuciu, które mam dla pana.
Tak, panie Auguście, martwi mnie pan swoim stanem, bardzo mnie pan martwi. I Eugenja mówiąc te słowa, uderzyła go lekko ręką po kolanie...
— Eugenjo! I August otworzył ramiona, jakby ją chciał zamknąć w uścisku.
— Tylko spokojnie — zawołała, uchylając się na stronę — tylko spokojnie! Człowiekowi, który jest przyjacielem, tylko przyjacielem, można pozwolić na pewne małe poufałości, ale narzeczonemu?... to zupełnie co innego!
— Nie rozumiem!
— Gdy się pobierzemy, wytłumaczę to panu, a teraz proszę siedzieć spokojnie.
„Masz ci los“ — pomyślał August, który czuł, że staje się całkowicie żabą, czy też świnką indyjską.
— Pójdę teraz zawołać wuja — rzekła Eugenja wstając.
— Po co?
— Trzeba go przecież zawiadomić.
— Racja.
Don Firmin stanął na progu.