Mieli żyć razem, razem.. a jednak nie żyli
Pierwsze było materją jeno, drugie duchem,
Darmo umysł materję dopełnić się sili,
O słodka Eugenjo!.. Lecz wówczas twe oczy
Rzuciły zdroje światła na mą mroczną droge,
Owładły duszę moją, stały się łańcuchem
Łączącym niebo z ziemią! Tak, iż oto mogę
Rozpocząć nowe życie od tego momentu.
Oczy twe: rozpalone gwoździe firmamentu
Przykuły duszę moją do mojego ciała,
Myśl oblokła się w ciało, krew w żyłach zawrzała.
Żyję poczuciem pełni!.. lecz gdy światło zgaśnie,
Mój duch gotów z materją dawne zacząć waśnie,
Zartacę się w niebieskich mgłach, lub w otchłań mroku
Runę na zatracenie!....
— Jak ci się podoba? zapytał August, przeczytawszy Eugenji wiersze.
— Wiersze te są tak mało muzykalne, jak pianino...
Ten zwrot „słodka Eugenjo“, to tak jakby ktoś gwóźdź wbijał..
— Jakto? Ty masz być gwoździem?
— W tym wierszu tak.. Wszystko to jest zbytnio, zbytnio...
... bardzo nivolistyczne, nieprawdaż?
— Co to znaczy?
— Ach nic, to żart mój i Wiktora!
— Gdy się pobierzemy, zapamiętaj to sobie, Auguście — żadnych fars, żadnych żartów, żadnych psów!
Musisz coś zrobić z Orfeuszem!
— Ależ Eugenjo! Gdybyś wiedziała w jaki soosób go znalazłem. Orfeusz jest moim powiernikiem! On słucha wszystkich moich monologów!
Strona:PL Unamuno - Mgła.djvu/181
Ta strona została przepisana.