Strona:PL Unamuno - Mgła.djvu/183

Ta strona została przepisana.

— Wiesz co mówi przysłowie arabskie: „Gdyby się chciało przystawać w drodze, ilokrotnie jakiś pies zaszczeka, nigdyby się nie doszło do celu“. Zbyt wiele zachodu, aby rzucać kamieniami. Jedyna rada: nie zwracać zupełnie uwagi!
— Sądzę, że jest jeszcze lepszy sposób.
— Jaki?
— Nosić w kieszeni na wszelki wypadek skórki od chleba, i rzucać je psom, które szczekają, ponieważ szczekają z głodu.
— Co chcesz przez to powiedzieć?
— Maurycy nie daje mi spokoju, ponieważ szuka posady, jakiegokolwiek stanowiska.
Mówi, że gdy go znajdzie, usunie się z moich oczu... jeżeli nie, to...
— To?
— Grozi, że mnie skompromituje.
— Łotr! Bandyta!
— Nie unoś się, Auguście! Sądzę, że najlepiej będzie pozbyć się go stąd. Trzeba mu wyszukać jakąś posadę na prowincji. Poza tem, mam dla niego trochę współczucia...
— Masz rację, Eugenjo! Nie wiem jednak, czy mi się uda. Pomówię jutro z jednym z moich przyjaciół, i może znajdziemy coś dla Maurycego.
— Po kilku dniach, August zawiadomił Eugenję, że Maurycy może objąć posadę w jednem z miast prowincjonalnych.

XXVIII.

August zdziwił się któregoś dnia bardzo, gdy Liduvina zawiadomiła go, że Maurycy Blanco-Clara czeka na niego w salonie. W pierwszej chwili pomyślał, że najlepiej będzie nie przyjąć go... później zdecydował jednak inaczej. Maurycy