Strona:PL Unamuno - Mgła.djvu/192

Ta strona została przepisana.

„Ciesz się Orfeuszu, ciesz się, cieszmy się obaj. Teraz już cię nikt z domu nie wypędzi, nie rozłączy cię ze mną. Nie rozłączymy się już nigdy! Będziemy razem do śmierci! Niema zła bez domieszki dobra, a dobra bez domieszki zła. Jesteś wierny, Orfeuszu, jesteś bardzo wierny! Przypuszczam, że niejednokrotnie oglądasz się za suką. Jednakże nigdy nie uciekasz z domu, nie przestajesz być wierny dla mnie. Sprowadzę ci tu sukę, abyś nie potrzebował z domu wychodzić, tak, sprowadzę ci sukę. Nikt nas już nigdy nie rozdzieli!“
Gdy August został sam, opadła z jego duszy maska udane i obojętności i burza rozszalała się na dobre. Odczuwał naprzemian smutek, gorycz, zazdrość, wściekłość, trwogę, nienawiść, miłość, współczucie, wzgardę, a przedewszystkiem wstyd, piekący wstyd i świadomość, że jest śmieszny!
— Zabiła mnie! — rzekł do Liduviny.
— Kto pana zabił?
— Ona!
August zamknął się w pokoju. Obraz Rosario stanął mu na oczach. Rosario, Maurycy i Eugenja śmieli się i drwili z niego. Później przypomniał sobie matkę.
Rzucił się na łóżko i gryząc poduszkę, wybuchnął spazmatycznym łkaniem.

XXX.

August siedział wgłębiony w fotel, z oczami, wbitemi w ziemię.
— Co ci się stało? — zapytał Wiktor, kładąc mu rękę na ramieniu.
— Nie wiesz, co mi się stało?
— Wiem o faktach, które zaszły w świecie zewnętrznym, wiem, co zrobiła ona. Nie wiem