— Ona mnie zrobiła ojcem, Wiktorze!
— Ciebie zrobiła ojcem?
— Tak, ojcem samego siebie. Urodził się ze mnie człowiek, człowiek dla śmierci i cierpienia.
— Po raz wtóry rodzimy się zawsze dla cierpienia, rodzimy się, aby zyskać świadomość tej śmierci, na którą bezprzestannie umieramy. Jeżeli jednak stałeś się ojcem samego siebie, to również musiałeś się stać swoim własnym synem?
— Nie jestem teraz w nastroju, abym mógł słuchać spokojnie twoich paradoksów i makabrycznych facecyj. Daremnie starasz się mnie rozerwać! Wściekły jestem na samego siebie!
— Gramy komedję, Auguście, gramy komedię przed sobą, na wewnętrznej naszej scenie, na szarlatańskiem proscenium świadomości. Jesteśmy jednocześnie aktorami i widzami! Na smutnej scenie gramy bolesne role i oburzamy się, gdy się komuś na śmiech zbierze. Ból jest komedją...
— A jeżeli ta komedja bulu pcha kogoś do samobójstwa?...
— Samobójstwo jest także komedją.
— Jeżeli jednak samobójca umiera?
— Komedja!
— Cóż więc jest prawdziwe, rzeczywiste, istotne?...
— Czyż mówiłem, że ta komedja nie jest prawdziwa, rzeczywista, istotna?
— Jeżeli tak, to tamci grają ją teraz doskonale!
— Ty także grasz doskonale! Czy byłeś dla siebie kiedykolwiek tak interesujący, jak teraz? Czy człowiek zdaje sobie sprawę, że posiada ten czy inny członek, dopóki go ten członek nie boli?
— Co mam teraz robić?
— Robić... robić! Chciałbyś się zaraz stać bohaterem dramatu, lub romansu. Możebyś się tak
Strona:PL Unamuno - Mgła.djvu/195
Ta strona została przepisana.