rzekłem słodkim głosem — że nie możesz się zabić, ponieważ nie istniejesz.
— Ja nie istnieję? — wykrzyknął.
— Istniejesz tylko jako osoba fikcyjna, jesteś wyrazem mojej imaginacji i imaginacji czytelników, którzy czytają o twych przejściach i przygodach, spisanych przezemnie. Jesteś tylko bohaterem noweli, czy też nivoli. Teraz poznałeś już zagadkę swego istnienia.
Usłyszawszy te słowa, biedny człowiek spojrzał na mnie spojrzeniem, od którego oczy w słup idą, później nagie opanował się, uspokoił, oparł łokcie na poręczy fotela, uśmiechnął się i rzekł, cedząc powoli słowa:
— Czy przypadkiem nie myli się pan, don Miguelu? Czy nie mamy tu do czynienia z czemś wręcz przeciwnem?
— Z czemś wręcz przeciwnem?... nie rozumiem!
— Może to pan, a nie ja, drogi don Miguelu, może to pan jest właśnie istotą fikcyjną, istotą, która w świecie rzeczywistym nie istnieje... może pan jest tylko pretekstem, potrzebnym na to, aby moja historja mogła się pojawić na świecie?...
— A to sobie dobre! — krzyknęłem ze złością w głosie.
— Niech się pan nie obraża, panie de Unamuno, niech pan siedzi spokojnie. Wyraził pan wątpliwość co do mego rzeczywistego istnienia.
— Nie mam żadnych wątpliwości... mam pewność absolutną, że istniejesz tylko w mojej twórczości powieściowej.
— W takim razie niech się pan nie gniewa, że ja z kolei mogę wątpić nietyle w swoją, ile w pańską egzystencję. Czy to nie pan, nie pan, don Miguelu, powtarzał kilkakrotnie, że Don Quichote
Strona:PL Unamuno - Mgła.djvu/201
Ta strona została przepisana.