Podróż miał nieszczególną. Siedząc w pociągu liczył upływające minuty... jedna, druga, trzecia... Wszystkie jego nieszczęścia, smutny sen miłości do Eugenji i Rosorio, historja tragikomiczna niedoszłego małżeństwa zatarły się w jego pamięci, a raczej zlały się w jakąś mgłę.
Zaledwie czuł ciężar swego ciała, zaledwie czuł, że dotyka miękkich poduszek wagonu, na których spoczywał.
„Czy to prawda, że ja w istocie nie istnieję? — mówił. Czy ten człowiek miał jakąkolwiek podstawę do twierdzenia, że jestem tylko wytworem fantazji, Istotą idealnie fikcyjną?“ Jego życie było ostatnio jenem pasmem cierpień i smutków, lecz jeszcze smutniej było mu, na myśl, że wszystko to może być tylko snem. Nicość wydawała mu się straszliwszą od cierpienia, śnić, że się żyje... to jeszcze ujdzie... lecz jeśli to ktoś inny śni nasze życie?
„A dlaczegóż właściwie miałbym nie istnieć? — mówił. Dlaczego? Przypuśćmy nawet, że ten człowiek mnie stworzył, że śnił o mnie we śnie swojej wyobraźni — czyż w takim razie nie żyję już w fantazji tych wszystkich, którzy czytają opowieść o mojem życiu? Dlaczego wyłaniając się z kart tej książki, w której opisane jest moje życie fikcyjne, albo raczej wyłaniając się z umysłowości tych wszystkich, którzy tę książkę czytają, dlaczego nie mógłbym istnieć, jako dusza nieśmiertelna i nieśmiertelnie zbolała? Dlaczego?“
Biedny August nie miał chwili spokoju. Za oknem wagonu pustynia kastylijska... lasy dębowe, lasy sosnowe... śnieżne szczyty sierras... wszystko to migało w zawrotnym pędzie. August czuł, że zbliża się do śmierci!
Zadzwonił do drzwi swego mieszkania. Liduvina, ujrzawszy go, zbladła.
Strona:PL Unamuno - Mgła.djvu/209
Ta strona została przepisana.