„Pani! Dzisiejszego rana, gdy niebo płakało rzęsistemi łzami, spotkałem panią koło bramy domu, który jest coprawda moim demem, lecz nie ogniskiem domowem. Jak we śnie poszedłem za ponią i stanąłem wkrótce przed bramą, w której pani zniknęła. Oczy pani zawiodły mnie tam, oczy pani, dwie gwiazdy bliźniacze, jarzące się w mgławicy mojego świata! Wybacz mi Eugenjo, wybacz mi, że ośmielam się nazywać cię tak poufale, tem słodkiem imieniem, wybacz mi mój liryzm. Znajduje się w stanie wiecznego liryzmu!“
— Nie wiem, co pisać dalej? Ależ tak, tak, wiem! Chociaż mam jej tyle do powiedzenia, że byłoby lepiej odłożyć zwierzenia, do chwili osobistego zobaczenia się. Mojem największem pragnieniem jest, abyśmy się poznali i pomówili swobodnie ze sobą. Później zaczną mówić nasze serca.
„Czy mnie wysłuchasz Eugenjo, czarowna istoto, spotkana na codziennej drodze życia — czy mnie wysłuchasz?
Zatracony we mgle życia, czekam na pani odpowiedź“.
I parafrazował, mówiąc: „Ten zwyczaj parafrazowania podoba mi się, ponieważ jest zupełnie niepotrzebny“.
Zakleił kopertę i wyszedł na ulicę.
— „Chwała Bogu — myślał, idąc po alei Alameda, Chwała Bogu, oto wiem już gdzie mam iść. Ta Eugenja, to prawdziwe dobrodziejstwo. Bóg dał cel mojej włóczędze! Istnieje dom, który muszę zdobyć. Mam także stróżkę, jako powiernicę.
Gdy tak maszerował, monologując pod nosem, natknął się raptem ma Eugenję. Nie dostrzegł jednak blasku jej oczu. Duchowa mgła była zbyt gęsta. Ale Eugenja ze swej strony zauważyła go.