Gdyby moja matka cię znała! Lecz zobaczysz, zobaczysz, jak to przyjemnie będzie sypiać na kolanach Eugenji, gdy ciepła, delikatna rączka będzie cię gładziła po grzbiecie“.
Tego dnia obiad minął w nastroju melancholijnym, melancholijnym był spacer, partja szachów melancholijna i nocą sny, pełne melancholji.
„Trzeba będzie wreszcie powziąć jakąś decyzję — myślał August, krążąc koło domu Nr. 58 na ulicy Alameda. Tak dłużej trwać nie może!“.
W tej chwili otworzyły się drzwi na balkonie drugiego pietra, i August ujrzał ciotkę Eugenii, pulchną osobę, w starszym wieku, o włosach, przyprószonych siwizną. Dama trzymała w ręku klatkę. Chciała wystawić kanarka na słońce. Zawieszając klatkę na murze, nie trafiła uszkiem na gwóźdź, i klatka runęła na ulice. Na balkonie rozległ się przeraźliwy krzyk rozpoczy. Och, mój Pichinku! August ile tchu w piersiach rzucił się na pomoc kanarkowi. Oszalały ze strachu ptak tłukł skrzydłami o żelazne pręty klatki. August wszedł na schody. Serce waliło mu młotem w piersiach.
Dama czekała na progu.
— Dziękuję panu, dziękuję z całego serca.
— Nie ma za co, proszę pani!
— Pichinku mój maleńki Pichinku! Uspokój się złotko, uspokój! — Może pan będzie łaskaw wejść do nas na chwilę?
— Z przyjemnością proszę pani!
August wszedł.
Dama zaprowadziła go do salonu i po chwili wyszła, mówiąc: „Zechce pan łaskawie poczekać zaraz wrócę, muszę zanieść Pichina“.