Strona:PL Unamuno - Mgła.djvu/60

Ta strona została przepisana.

Są tacy, którzy dążą za jedną gwiazdą — ja ścigam gwiazdę podwójną, dwie bliźniacze gwiazdy jej oczu, A ta moja gwiazda jest rzutem mej ścieżki ku niebu, jest projekcją przypadku, czy trafu.
Krok stanowczy? Powiedz mi Orfeuszu, w imię jakiej to konieczności istnieje Bóg, świat i wszystko?
Czy ci się nie wydaje, że idea konieczności jest najwyższą formą, jaką stworzył traf w naszym umyśle?
A skąd przyszła do mnie Eugenja? Czy ja ją stworzyłem, czy też raczej ona mnie tworzy? A może jesteśmy oboje dwoma wzajemnemi tworami, ona moim, a ja jej? Może być, że wszystko na świecie jest tworem każdej rzeczy, a każda rzecz tworem wszystkiego? Kto ty jesteś, Orfeuszu? I kim ja jestem?
Nejednokrotnie przychodziło mi, Orfeuszu, do głowy, że nie istnieję, i chodziłem po ulicach, wyobrażając sobie, że jestem niewidoczny dla ludzi. Kiedyindziej znów zdawało mi się, że dla innych nie istnieję takim, jakim w istocie jestem. Oto idę przed siebie krokiem równym i spokojnym z poważną miną z wyrazem skupienia ma twarzy, a tymczasem ludzie widzą we mnie tylko uciesznego pajaca, i śmieją się i drwią za mojemi plecami!
Czy ci się nigdy nic podobnego nie zdarzyło, Orfeuszu? Prawda! Jesteś bardzo młody i nie masz życiowego doświadczenia. Zresztą jesteś psem!
Ale powiedz mi: Czy wam, psom, nigdy nie przychodzi do łba myśl, że jesteście ludźmi? Zdarzają się wszak ludzie, o których/by można sądzić, że są psami!
Moje życie, Orfeuszu, zwłaszcza od czasu śmierci mej matki, jest bardzo smutne. Każda godzina wali się na mnie, niby głaz, popychany przez godziny, które ją poprzedzają. Nic nie wiem o mej przyszłości. Teraz, gdy uchyliłem rąbek zasłony,