jesteście gotowi czekać, czekać choćby w nieskończoność.
— Nie myślisz chyba tak na serjo, Eugenjo?
— Mówię tak, jak myślę. Powtarzam ci, nie chcę widzieć więcej na oczy tego Augusta, który patrzy na mnie spojrzeniem obitego i wygłodzonego psa!
— Ależ Eugenjo, co się z tobą dzieje?
— Trzymaj ręcę przy sobie, mój drogi — rzekła Eugenja, wyrywając się z natarczywego uścisku Maurycego.
— Eugenjo, Eugenjo — zaszeptał urywanym, namiętnym głosem... gdybyś chciała!!
— Musisz się nauczyć, co to jest miłość, Maurycy! Pokaż wreszcie, że jesteś mężczyzną. Weź się za jakąś pracę. Ale zdecyduj się szybko... Gdyż w przeciwnym razie...
— W przeciwnym razie?... Co chcesz zrobić?
— Zobaczysz! Będziemy musieli zerwać!
I nie czekając na odpowiedź Maurycego, Eugenja wyszła z sutereny. Spotkawszy przed bramą stróżkę, rzekła do niej.
— Marto, wasz siostrzeniec pozostał tam jeszcze. Proszę mu powtórzyć to, co mówiłam. Musi się wreszcie na coś zdecydować!
Eugenja z podniesioną głową wyszła na ulicę. Kataryniarz uliczny zaczął właśnie grać skoczną polkę. „Ohyda, ohyda“ — rzekła Eugenja, uciekając, ile tchu w piersiach, od dźwięków muzyki.
August odczuł nieprzezwyciężoną chęć zwierzenia się przed kimkolwiek ze swych przeżyć. Skierował się więc w stronę kasyna właśnie w tej chwili, gdy Eugenja w brudnej stróżówce czyniła