Strona:PL Unamuno - Mgła.djvu/76

Ta strona została przepisana.

— Tak... to prawda! Ale posłuchaj, chcę ci powiedzieć całą prawdę. Wydaję mi się, że ci już mówiłem o Eugenji?
— O tej pianistce? Tak, mówiłeś.
— Otóż jestem w niej szalenie zakochany, zakochany jak wariat, jak...
— Jak zakochany!... Rozumiem... No więc cóż?
— Zwarjowałem mój drogi, zupełnie zwarjowałem. Widziałem ją wczoraj. Złożyłem wizytę jej wujostwu... widziałem ją.
— A ona ciebie widziała, nieprawdaż? I czułeś się jak w raju...
— Nietyle widziała mnie, nietyle patrzyła na mnie, ile mnie urzekła, zaczarowała, swem spojrzeniem. Nie tyle czułem się jak w raju, ile myślałem raczej, że jestem Bogiem!
Nie masz pojęcia, jaka jest wyniosła i dumna.
Ale od wczoraj nie pojmuję, co się ze mną dzieje? Wszystkie kobiety, które spotykam, wydają mi się zjawiskowo piękne. Przed półgodziną wyszedłem z domu, a już zadurzyłem się na umór w trzech, nie, raczej w czterech! Pierwsza miała czarne oczy, druga królewską fryzurę, trzecia i czwarta stanowiły parę aniołów, śmiejących się śmiechem wiosny. Zamiast udać się do kasyna, szedłem za niemi. Co to znaczy mój drogi?
— To znaczy, że zdolność do miłości, gotowość do zakochania się, spala kamiennym snem na dnie twojej duszy, nie mając ku komu się zwrócić. Zjawiła się Eugenja, wstrząsnęła tobą, poruszyła martwe jezioro twej duszy, gdzie spała twoja miłość. Miłość zbudziła się, a ponieważ jest wielka, więc obejmuje wszystko. Gdy człowiek, taki jak ty, zakocha się naprawdę w jednej kobiecie, zaczyna jednocześnie kochać się we wszystkich.