Liduvina wyszła z półmiskiem do kuchni. August myślał:: „Czyżbym był naprawdę zakochany?“
Po kilku dniach August zadzwonił do mieszkania don Firmina i donia Ermelindy, Służąca poprosiła go, aby poczekał w salonie. „Pójdę zawiadomić państwa“.
August pozostał sam; czuł wokół siebie pustkę, a na piersiach ciężar nieznośny. Usiadł; po chwili, ujrzawszy na ścianie portret Eugenji, zerwał się na równe nogi. Zaczął walczyć z owładającą go coraz bardziej chęcią ucieczki. Gdy usłyszał ciche i lekkie kroki, miał wrażenie, że lodowaty sztylet przechodzi mu przez piersi, że gęsty tuman mgły opada mu na głowę. Drzwi otworzyły się i na progu salonu stanęła Eugenja. Biedny August oparł się o poręcz fotelu. Eugenja, ujrzawszy jego trupio-siną bladość, stanęła niezdecydowana na środku pokoju, później, zbliżając się do niego, rzekła głuchym głosem:
— Co panu? Czy pan się źle czuje?
— Nie... nic... głupstwo!
— Może panu czego potrzeba?
— Szklankę wody, jeśli łaska!
Eugenja wyszła i wróciła po chwili z szklanką w ręce. Gdy szklanka przeszła do rąk Augusta, wydawało się, że cała jej zawartość znajdzie się na podłodze. August wychylił wodę jednym haustem, zalewając sobie kamizelkę i krawat... Ani na chwilę nie oderwał oczu od oczu Eugenji.
— Jeśli pan sobie życzy, powiem, aby przygotowano panu szklankę herbaty, rumianku, lub lipowego kwiatu. Co się panu stało?